Aktualności
Sowy w słowiańskich wierzeniach
Sowy w słowiańskich wierzeniach
Odliczanie do Nocy Sów dobiega końca. Dwa dni przed wydarzeniem zachęcamy Was do wspólnej podróży w nieco baśniowy świat, owiany tajemnicą legend, dawnych wierzeń i kultur. Zobaczymy jak zmieniało się postrzeganie sów na przestrzeni wieków
W polskich wierzeniach ludowych sowa kojarzona była z posłańcem śmierci i nieszczęścia. Podobne przesądy obowiązywały kruki, wrony, czajki i kawki. Wszystkie razem tworzyły kategorię Ptaków Złowróżbnych. Pojawienie się sowy traktowane było jako zły omen, zły znak, często zwiastujący śmierć bądź przynoszący pecha. Ptaki złowróżbne nie miały łatwego życia, w przeciwieństwie do tych zwiastujących szczęście, np. jaskółek czy bocianów. Okryte złą sławą sowy tępiono i zabijano, uważając za szatańskich wysłanników. Powiązania sów z diabłami są równie częste jak z Wiedźmami i Czarami. Sowy traktowano jako ptaki pochodzące z zaświatów, żyjące na cienkiej granica życia i śmierci, dnia i nocy. I to właśnie w nocy krył się sekret powstających na ich temat opowieści.
Od zarania dziejów podejrzliwe i przesądne ludzkie umysły łączyły sowy ze śmiercią, cmentarzami czy po prostu przynoszeniem pecha
Noc budziła w człowieku lęk, wierzono, że należy do istot demonicznych nawiedzających ziemię. A sowy nie dość, że aktywne o tej porze to w dodatku poruszały się bezgłośnie, budząc jeszcze większe przerażenie. Pojawiały się znikąd i odlatywały w ciemną dal mroku nocy. Ich wielkie oczy budziły grozę a głos kojarzony był z demonicznym śmiechem i nawoływaniem diabła, szukającego ludzkich dusz. Wierzono również, że to właśnie sowy są wcieleniem duszy zmarłych. Przylatywały, by ją odebrać. To dość powszechne przekonanie pokutowało wieloma przesądami.
Postrzeganie w sowach diabelskiej postaci kumulowało się zazwyczaj na największym przedstawicielu rzędu – puchaczu. W średniowieczu widziano w nim symbol błędnej nauki i znak piekielny. Z kolei pohukiwania w pobliżu domostw na polskich wsiach często interpretowano jako zapowiedź rychłej śmierci któregoś z domowników. Głos pójdźki tłumaczono na pójdź pójdź w dołek pod kościołek. A jedno z porzekadeł mówiło: sowa na dachu kwili, umrzeć komuś po chwili. Gdy sowa osiedliła się w stodole zwiastowała śmierć gospodarza domu lub pomór bydła. Kto natomiast ujrzał lecącą w nocy płomykówkę uciekał przed rzekomym białym duchem. W ten sposób powstało wiele opowieści rodem z krypty o duchach zamieszkujących ludzkie stare osady i strychy. Wrodzony instynkt przed nieznanym okazuje się, że nie opuścił człowieka aż do dziś. Gdybyśmy spytali osoby starsze albo dzieci, okaże się, że nadal widzą w sowach nieznane, złe moce. Zależy to oczywiście od świadomości ekologicznej i poziomu zdobytej edukacji.
Sowi bestiariusz
W mitologii słowiańskiej spotykamy wiele nadprzyrodzonych istot, które pojawiały się w życiu codziennym człowieka. Niektóre mu pomagały inne to życie uprzykrzały. Podstawą wiary Słowian była harmonia z naturą, życie zgodne z jej rytmem i radowanie się. W przyrodzie widzieli magię i mądrość. A w sowach? Zobaczcie sami…
Słowo „sowa” pochodzi od słowa „zowa”, czyli ptaka przyzywającego, lamentującego
Strzyga
Słowiańskie określenie wampira - „strzyga”, pochodzi od łacińskiego słowa strix, oznaczającego zarówno sowę (Strix aluco – puszczyk) ale i poczwarę, czarownicę. Strzygi były jednymi z najbardziej rozpoznawalnych demonów słowiańskiej kultury. Przedstawiały kobiecego demona, z ptasimi szponami, żywiącego się krwią. Wierzono, że nocami zamieniają się w sowy, przylatując do kołysek, by wyssać krew z niemowląt. Strzygami zostawały dusze ludzi, którzy urodzili się z dwiema duszami, dwoma sercami i podwójnym szeregiem zębów. Najczęściej taką osobę zabijano lub wyganiano z osady, za co później miała się mścić. Najbardziej znaną strzygą ostatnich lat, jest przedstawiona w opowiadaniu Andrzeja Sapkowskiego o Wiedźminie, królewna Adda.
Bobok
Nazwa popularnego demona z wierzeń słowiańskich „Bobo” prawdopodobnie pochodzi od łacińskiego słowa Bubo, oznaczającego puchacza. W Wielkopolsce bobo nazywany był bobokiem a na Górnym Śląsku bebokiem. Tak czy inaczej bobo krył się w ciemności i straszył dzieci. Wykorzystywali to często rodzicie, by zdyscyplinować swoje pociechy. Powstało również wiele przysłów, których sens brzmiał mniej więcej tak, że jeśli czegoś dziecko nie zrobi to bobok je zabierze. O powiązaniu beboka z puchaczem możemy wyczytać w XIX wiecznym traktacie „Studia o gusłach, czarach, zabobonach i przesądach ludowych” autorstwa Ryszarda Berwińskiego;
Nękanie diabła
Wierzono, że powodem, dla którego sowy ukrywają się w dzień i wylatują dopiero o zmroku są prześladowania przez inne ptaki. Zjawisko, które nauka dzisiaj określa mianem „nękania”, dotyczy ptaków śpiewających i jest odruchem obrony poprzez atak. Małe ptaki na widok drapieżnika, np. jastrzębia, krogulca czy właśnie sowy, zbijają się w chmarę i symulując ataki na lecącego oprawcę. W tradycji ludowej takie zachowanie postrzegano jednak jako przeganianie diabelskiej istoty. Często wykorzystywali je myśliwi, którzy wystawiali sowę na wabia i strzelali do przeganiających ją ptaków. Motyw uwieczniono na kilku litografiach, w tym na grafice Mateusza Cygańskiego „Myślistwo ptasze” (Kraków, 1584) a także w opowiadaniach z XVIII wieku. Jakub Kazimierz Haur w dziele „Oekonomika ziemiańska generalna” z roku 1757 pisał tak o puchaczu: Myśliwi umyślnie je na berłach uwiązane w dzień jasny wystawują, aby się im inne ptastwa dziwowały, do których się kupami, stadami zlatują, z ustawicznym wrzaskiem, koło nich krążąc.
Wyśmiewanie
Sowy nie tylko wzbudzały lęk i trwogę ale również śmiech. Wyśmiewano się z ich rzekomej ułomności. W ten sposób powstało wiele porzekadeł i przysłów: tak mowi sowka, sobie rzyć łowka, w sensie że każdy potrafi o siebie zadbać, by z głodu nie umrzeć. Znane są również: a sowa mówi sowie: starajmy się każda sobie; słońca nie doleci sowa; twarz zaspana jak u sowy w południe; siedzi na stołku jak sowa na kołku; sowa skubie mech, bodaj kowal zdechł. Z kolei wady wytykano porównując sowy do innych gatunków: sowa sokoła urodzić nie zdoła; sowa, choćby pod niebiosa latała, sokołem nie będzie; choćby kto świat obszedł kołem, nie będzie z sowy sokołem. Jako synonim spuszczenia z tonu mówiono o zadęciu na sowę czy sowie która huczy, choć jej nikt nie uczy.
Runy
Wierzono, że namalowanie, wypisanie lub wygrawerowanie pewnych znaków, w odpowiednim ustawieniu gwarantuje ochronę domów, osad czy wręcz całych miast. Znaki te nazwano runami, a ich magiczne właściwości miały odstraszać złe moce. Sowy, jako ptaki żyjące na pograniczu świata ludzi żywych i zmarłych również traktowano jako talizmany. By ochronić gospodarstwa przed piorunami rozwieszano je z rozpostartymi skrzydłami na bramach stodół, domach i płotach. Miały w ten sposób chronić domostwa również przed szczurami. Jednym z dziwniejszych przesądów było wywieszenie w stajni puchacza w myśl zasady: „Gdy puchacz wisi zabity w stajni, konie tyją”.
Leki z sowiej apteki
Niestety sowy za swoją złą bądź dobrą sławę płaciły najwyższą cenę. Były obiektem polowań a z ich narządów przyrządzano różne mikstury. Autor dzieł rolniczych, Kazimierz Haur, w swoim dziele z XVII wieku pisał, iż na skurcze brzucha pomaga zjedzenie o wschodzie słońca sowy warzonej lub pieczonej a następnie całodzienna dieta. Okłady z sowiego pierza miały pomagać z kolei na bóle reumatyczne a proszek ze spalonej i zwęglonej sowy wdychany przez gardło powodował pęknięcia wrzodów. Podobnie jak w kulturze europejskiej tak i w Polsce wierzono, że najlepsze na abstynencje jest picie kilka dni pod rząd sowich jaj, które skutecznie miało zrazić do alkoholu nawet najbardziej zagorzałych smakoszy. Warto dodać, że z kości upolowanych sów wytwarzano również piszczałki do wabienia jastrzębi i sikor.
To nie wszystko, sowy miały pomagać również w miłości. Polski etnograf i historyk literatury polskiej Henryk Biegeleisen w pracy Wesele z 1928 roku pisał: Zastrzeliwszy sowę gotuje się ją o północy, po czym wyjmuje jej z głowy dwie kostki, z której jedna podobna jest do łopatki, druga do haczyka (…) Pragnąc pozyskać dziewczynę dość jest zahaczyć ją ową kosteczką, chcąc zaś się jej pozbyć, trzeba dotknąć się jej tą łopatką. Inny przesąd głosi, iż, wyrwane sowie serce pomaga w odczytaniu uczuć wybranki. By nie wątpić w prawdziwość jej uczucia należało położyć ów organ obok śpiącej dziewczyny.
Pogodynka
Mniej inwazyjne dla samych zainteresowanych były przesądy związane z sowim wróżeniem. W słowiańskich wierzeniach ludowych sowy uważano za prawdziwy przyrodniczy barometr. Wierzono, że puchacz pohukuje wieczorem na pogodne dni zaś w nocy na deszcz. Zimowe pohukiwania były z kolei zwiastunem nadejścia wielkich mrozów. Pohukiwania w trakcie deszczu wróżyły nadejście poprawy pogody. Jeśli z kolei komuś przyśniła się sowa oznaczało to, iż czeka go nieprzyjemna wizyta bądź ujawnienie skrywanej przez niego tajemnicy;
Sowy obecnie
Oczywiście przy obecnym poziomie wykształcenia nikt już nie wierzy, że puchacz powstał z człowieka, który w postny dzień jadł mięso a świece kościelne z tlącymi się płomykami połykała płomykówka. Jednakże należy przyznać, że sowy, jak żadna inna grupa ptaków nie wzbudzała w ludziach tak skrajnych emocji, oddziałując nie tylko na wyobraźnię ale mając znaczenie w życiu codziennym człowieka, wpływając również na jego decyzję. Czy sowy wpłynęły na losy świata tego nie wiemy ale odegrały w nim z pewnością ważną rolę. O czym może chociażby świadczyć organizowana współcześnie Noc Sów, która przekonuje, że o sowach warto rozmawiać, pamiętając o ich postrzeganiu w przeszłości i obecnym znaczeniu.