Historia „lasu przy drodze do Grabieńca” – wspomnienia leśniczego

W tym miesiącu kończę 40 lat pracy w Nadleśnictwie Turek. Jak każdy jubileusz, tak i ten jest okazją do refleksji. Uśmiecham się, gdy patrzę na 40-letnie drzewostany, które sadziłem rozpoczynając pracę i na uprawy, które sadziłem tej wiosny... wspomina Tadeusz Rosiak, leśniczy leśnictwa Zdrojki w Nadleśnictwie Turek.

Chciałbym napisać o pewnym drzewostanie, który jest częścią leśnictwa Zdrojki. Dokładnie o lesie w oddziale 139, jak to określają leśnicy, a który przez okolicznych mieszkańców nazywany jest „lasem przy drodze do Grabieńca".

W 1980 roku, gdy przejmowałem leśnictwo Zdrojki, było ono zakwalifikowane do „Strefy zieleni wysokiej" miasta Turku. Koledzy mi zazdrościli, gdyż w drzewostanach, którymi się opiekowałem nie prowadziło się zrębów.

Drzewostan, o którym mowa z racji wieku kwalifikował się już do wycinki. Sosny były gonne, dobrze oczyszczone, rosnące na typowym dla siebie podłożu i siedlisku. Ich drewno było o pięknym rysunku i drobnych słojach.

Leśnicy nie są dumni z tego co wycieli lub wycinają, ale z tego, co posadzili i co rośnie dzięki ich pracy...

Kolejny plan urządzenia lasu pozbawił moje leśnictwo statutu „Strefy zieleni wysokiej", który chronił drzewostany przed pozyskaniem drewna na zrębach. W 1987 roku wyciąłem pierwszą działkę zrębową o powierzchni 2,5 ha. W latach 80-tych była moda na stolarkę malowaną lakierami bezbarwnymi, więc drewno wysokiej jakości dobrze się sprzedawało.

Gdy na pierwszej działce zrębowej uprawa podrosła, wycięliśmy następną. Surowiec był równie doskonały i w wysokich klasach jakości. Praca trzech pokoleń leśników, którzy przez dziesięciolecia zaprojektowali, posadzili i pielęgnowali ten las, przynosiła efekty.

Zaczęły się jednak protesty mieszkańców, prośby i apele o zaprzestanie wycinki. Muszę wspomnieć, że las był wyjątkowy, gdyż występowało w nim tylko jedno, górne piętro, podszytu nie było wcale, a runo było bardzo ubogie, głównie trawiaste. To człowiek, a właściwie wypasane tam zwierzęta (kilka krów i duże stado kóz) tak przekształciły to środowisko. Teren był doskonały do biwaków, zabaw i spacerów.

Wychodząc naprzeciw prośbom lokalnej społeczności wystąpiłem z wnioskiem o wyłączenie drzewostanu z produkcji. Wniosek został zaakceptowany przez kierownictwo nadleśnictwa, co skutkowało całkowitym zaprzestaniem pozyskania drewna.

Minęły kolejne dwie dekady, a starzejące się drzewa (które jak wszystkie żywe organizmy podlegają procesom starzenia i zamierania) usychały, łamały się pod ciężarem śniegu i naporem gwałtownych wiatrów. Tarasowały biegnącą w części południowej drogę. Spacery i przebywanie w tym lesie stało się niebezpieczne.

Ci sami mieszkańcy, bądź ich potomkowie zaczęli prosić, by leśnicy podjęli działania zmierzające do poprawy sytuacji. Teren został znów włączony do drzewostanów produkcyjnych. Wycięliśmy kolejną, bardzo wąską działkę zrębową, a z pozostałej części drzewostanu usunęliśmy drzewa martwe lub chore.

Jakość surowca była jednak nieporównywalnie gorsza. Przeważało drewno niskich klas jakości i opałowe. Blisko połowa drzew była porażona hubą sosnową. Aktualnie do zagospodarowania pozostały jeszcze dwie działki zrębowe: na jednej założyłem rębnię gniazdową (wyciąłem 30% powierzchni i odnowiłem głównie dębem), drugą planuję wyciąć zrębem zupełnym.

Drzewostan ma obecnie 127 lat. Okoliczni mieszkańcy piszą i dzwonią z prośbami, o co raz to nowe interwencje, by wyciąć zagrażające i starzejące się drzewa. Ja zastanawiam się, czy postąpiliśmy słusznie wstrzymując zręby? Czy stać nas było na takie marnotrawstwo? Jesteśmy, by służyć społeczeństwu i przyrodzie, zgodnie ze zdobytą i posiadaną przez nas wiedzą. Wykorzystujemy zdobyte przez pokolenia doświadczenia.

O każdym fragmencie lasu mogę opowiedzieć lub napisać tak, jak o oddziale 139. Leśnicy nie są dumni z tego co wycieli lub wycinają, ale z tego, co posadzili i co rośnie dzięki ich pracy. Uśmiecham się, gdy patrzę na 40-letnie drzewostany, które sadziłem, rozpoczynając pracę i na uprawy, które sadziłem tej wiosny...